wtorek, 13 grudnia 2011

Efekt Mozarta

Efekt Mozarta jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych teorii psychologicznych XX wieku. W opublikowanej niedawno książce „50 wielkich mitów popularnej psychologii” zajął aż 6 miejsce. Ale czy naprawdę nie ma w tej teorii ani grama prawdy? I skąd więc tak wielkie poruszenie wokół tego tematu, skoro dziś efekt Mozarta uważa się za legendę?


Aby odpowiedzieć na te pytania, należy cofnąć się do samego początku problemu. A więc do roku 1993, kiedy to opublikowana została praca autorka Rauscher na łamach Nature. Według jej badań, puszczanie studentom muzyki klasycznej- ściślej sonaty D-dur na dwa fortepiany- zwiększało u nich zdolności kognitywne.

Oryginalne badanie polegało na podziale studentów na 3 grupy:
I – gdzie puszczano muzykę Mozarta
II – gdzie puszczano inną muzykę relaksacyjną
III – grupa kontrolna, której nie puszczano żadnej muzyki.
Następnie wszystkich studentów poddano testowi mierzącemu poziom inteligencji (testowi Stanforda-Bineta). Według autorów testu, poziom IQ studentów słuchających Mozarta wzrósł o 8-9 punktów.

W 1999 roku badacze z Kanady i USA próbowali odwzorować ten sam eksperyment, jednak… nigdy nie udało im się uzyskać tak spektakularnych wyników. Sama Rauscher broniła swoich publikacji wielokrotnie powtarzając, że nigdy nie twierdziła, że słuchanie muzyki Mozarta podnosi inteligencje, a jedynie krótkotrwale zwiększa zdolności kognitywne.

Dość niedawno w piśmie Intelligence pojawiła się meta-analiza naukowców z Wiednia wskazująca, że efekt Mozarta nie istnieje. Jednak nie tylko stwierdzili, że Mozart nie zwiększa inteligencji, ale przede wszystkim nie zwiększa też zdolności kognitywnych (jak twierdziła Rauscher).

Docieramy więc do paradoksu, w którym jedna grupa badaczy twierdzi, iż efekt Mozarta to bzdury i wymysły naukowców na temat zbawiennego wpływu muzyki klasycznej, natomiast w opozycji pojawia się druga grupa wraz z mass-mediami, propagującymi programy dla dzieci oparte na muzyce Mozarta, rzekomo wpływające na ich rozwój intelektualny.


Należy więc jasno oddzielić mit od prawdy. Na pewno trzeba odrzucić twierdzenie, jako że słuchanie muzyki (nawet takiego kompozytora, jak Mozarta) może podnieść IQ o kilka punktów. Jednakże, nie należy zbyt pochopnie odrzucać tezy o wzroście zdolności kognitywnych. Wiele innych badań wskazuje, że słuchanie muzyki o tak wysokim stopniu harmonii i wewnętrznej organizacji może zwiększać zdolności abstrakcyjnego oraz twórczego myślenia. Jako przykład można wskazać grupę naukowców, którzy przeprowadzali badania we współpracy z lekarzami przeprowadzającymi zabieg kolonoskopii. Według ich badań, grupa lekarzy, która podczas wykonywania zabiegu słuchała muzyki Mozarta, w większym stopniu była podatna na wykrywanie przedrakowych zmian, co w konsekwencji prowadziło do profilaktyki zachorowania na raka jelita grubego. Natomiast w innych badaniach wspomnianej już Rauscher, muzyka Mozarta (i nie żadna inna!) zwiększała zdolności uczenia się i zapamiętywania. Wraz z grupą naukowców z Oshkosh przeprowadziła eksperyment, w którym „dogłębnie” przebadano szczury, wcześniej słuchające sonaty Mozarta. Wyniki jednoznacznie wykazały wyraźnie wyższy poziom kilku genów zaangażowanych w stymulowanie i tworzenie połączeń pomiędzy neuronami w mózgu. Naukowcy zapowiedzieli już, że wyniki tych badań w przyszłości pozwolą im zaprojektować program zabiegów muzykoterapii dla pacjentów chorych na choroby neurodegeneracyjne, takie jak chociażby Alzheimer.

Można się więc zgadzać lub nie z prawdziwością efektu Mozarta. Niewątpliwie, nie można podważyć właściwości muzykoterapii – jej wpływu na psychikę oraz szeroko rozumiane zdrowie fizyczne. A co do cudownych aspektów słuchania Mozarta- należy uzbroić się w cierpliwość i czekać na bardziej dokładne i analityczne badania, które pozwolą jednoznacznie określić zakres jej wpływu na nasz organizm. Jedno jest pewne- o ile nawet muzyka Mozarta nie uczy nas geniuszami, trzeba przyznać że sam geniuszem był. Dlatego mimo wszystko, warto chyba słuchać jego muzyki, choćby tylko z estetycznych powodów. A więc w ramach przyjemności (a i rozwoju „twórczego i abstrakcyjnego myślenia”)- Lacrimosa…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz