piątek, 30 grudnia 2011

Dokument pt "Music and Psychology"



Olivier Sacks- Muzykofilia

W "Muzykofilii" Olivier Sacks bada potęgę muzyki, analizując doświadczenia pacjentów, muzyków i zwykłych ludzi, a znajdą się między nimi chirurg, który porażony piorunem dostaje obsesji na punkcie muzyki Chopina, osoby z amuzją dla których symfonia brzmi jak brzęk rondli i pokrywek, oraz człowiek którego pamięć nie obejmuje więcej niż siedem sekund-chyba że chodzi o muzykę. Muzyka potrafi inspirować, porywać na szczyt emocji i rzucać w ich głębie, bywa też czasami najlepszym lekarstwem. W "Muzykofilii" Oliver Sacks tłumaczy- dlaczego.

Książka naprawdę warta przeczytania. Nawet jeśli nie interesujesz się zbyt wpływem muzyki na pracę mózgu lub nudzą Cię "czysto medyczne wywody"- sposób, w jaki Olivier Sacks opisuje swoje medyczne przypadki, wtrącane historie z własnego życia oraz inspirujące opowieści o ludziach z różnych zakątków świata- zainteresują każdego!

Vocal Fry czyli charakterystyczne wibracje głosu

Naukowcy zajmujący się badaniem języka oraz sposobu komunikacji werbalnej, odkryli dość ciekawy wzór wypowiedzi młodych, dorosłych kobiet. Są to niskie, skrzypiące drgania, zwane również „vocal fry”. Badania kobiet w Nowym Jorku pokazały, że sama gardłowa wibracja, kiedy uważana za zaburzenie mowy, stała się językową modą.


Vocal fry to niskie, wibracje staccato wytwarzane podczas mówienia, przez powolny szelest strun głosowych. Od 1960r. vocal fry została uznana jako najniższy z 3 rejestrów wokalnych. Jest to wzór spotykany w różnych kulturach, niezależnie od płci, przy czym to, czy jest bardziej powszechny u kobiet czy mężczyzn, zależy od specyfiki języka. Zgodnie z badaniami- w amerykańskim angielskim występowanie jest znacznie częstsze u kobiet (w brytyjskim angielskim sytuacja przedstawia się na odwrót). Dawniej ciągłe używanie vocal fry zostało zakwalifikowane jako zaburzenie głosu, które mogło doprowadzić nawet do uszkodzenia strun głosowych. Jednak w ostatnich latach naukowcy zauważyli, że sporadyczne korzystanie z tego wzoru jest normalną jakością głosu.

W nowym badaniu, naukowcy z Long Island University (LIU) w Brookville, Nowy Jork, badali częstość występowania vocal fry w wieku studenckim kobiet. Badanie polegało na nagrywaniu zdań odczytywanych przez 34 kobiety. Następnie zespół odsłuchiwał nagrania łącznie z patologami przeszkolonymi do wykrywania zaburzeń głosu. Zaznaczali oni obecność lub brak vocal fry w odsłuchiwanych próbkach mowy.

Wyniki- więcej niż 2/3 badanych stosowało vocal fry podczas czytania zdań. Wyraźne wibracje jednak nie były ciągłe- najczęściej powstawały na końcu zdania.

Było to pierwsze badanie ilościowe występowania vocal fry w normalnej mowy, choć inni naukowcy także zauważyli ten wzór. Wykazało również, że ​​amerykańskie kobiety są znacznie bardziej narażone na ich naśladowanie niż mężczyźni, a dodatkowo- niepublikowane dane wskazują, że mężczyźni w wieku studenckim nie korzystają z tego typu drgań. Następnym krokiem zespołu będzie próba dowiedzenia się, kiedy to się tak naprawdę zaczęło i czy jest to rzeczywiście początkujący trend.

Naukowcy planują przeprowadzenie testów wśród uczniów w szkołach średnich i gimnazjów, aby dowiedzieć się, dlaczego młode kobiety „wibrują”, kiedy mówią. "Młodzi studenci mają tendencję do używania tego, gdy się razem", Abdelli-Beruh mówi. "Być może jest to społeczne powiązanie między członkami grupy."

Językoznawca Patricia Keating z University of California w Los Angeles zgadza się ze stwierdzeniem Abdelli-Beruh, że  charakterystyczne „skrzypienie” na końcu zdania jest normalne dla wielu osób mówiących w pewnych językach. "Istnieją języki, które używają tego jako część fonematyczną systemu" mówi. "Szanse na to, że prowadzi to do uszkodzenia strun głosowych są bardzo minimalne."

Niewielka liczba pacjentów oraz ograniczony obszar geograficzny badania mogą powodować bardzo specyficzne, mało obiektywne wyniki badań. Mimo wszystko ​​badacze mowy podejrzewają, że tego typu wibracje są „trendem” szeroko rozpowszechnionym w Stanach Zjednoczonych. A jak jest w innych częściach globu- pokażą kolejne badania…

wtorek, 13 grudnia 2011

Efekt Mozarta

Efekt Mozarta jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych teorii psychologicznych XX wieku. W opublikowanej niedawno książce „50 wielkich mitów popularnej psychologii” zajął aż 6 miejsce. Ale czy naprawdę nie ma w tej teorii ani grama prawdy? I skąd więc tak wielkie poruszenie wokół tego tematu, skoro dziś efekt Mozarta uważa się za legendę?


Aby odpowiedzieć na te pytania, należy cofnąć się do samego początku problemu. A więc do roku 1993, kiedy to opublikowana została praca autorka Rauscher na łamach Nature. Według jej badań, puszczanie studentom muzyki klasycznej- ściślej sonaty D-dur na dwa fortepiany- zwiększało u nich zdolności kognitywne.

Oryginalne badanie polegało na podziale studentów na 3 grupy:
I – gdzie puszczano muzykę Mozarta
II – gdzie puszczano inną muzykę relaksacyjną
III – grupa kontrolna, której nie puszczano żadnej muzyki.
Następnie wszystkich studentów poddano testowi mierzącemu poziom inteligencji (testowi Stanforda-Bineta). Według autorów testu, poziom IQ studentów słuchających Mozarta wzrósł o 8-9 punktów.

W 1999 roku badacze z Kanady i USA próbowali odwzorować ten sam eksperyment, jednak… nigdy nie udało im się uzyskać tak spektakularnych wyników. Sama Rauscher broniła swoich publikacji wielokrotnie powtarzając, że nigdy nie twierdziła, że słuchanie muzyki Mozarta podnosi inteligencje, a jedynie krótkotrwale zwiększa zdolności kognitywne.

Dość niedawno w piśmie Intelligence pojawiła się meta-analiza naukowców z Wiednia wskazująca, że efekt Mozarta nie istnieje. Jednak nie tylko stwierdzili, że Mozart nie zwiększa inteligencji, ale przede wszystkim nie zwiększa też zdolności kognitywnych (jak twierdziła Rauscher).

Docieramy więc do paradoksu, w którym jedna grupa badaczy twierdzi, iż efekt Mozarta to bzdury i wymysły naukowców na temat zbawiennego wpływu muzyki klasycznej, natomiast w opozycji pojawia się druga grupa wraz z mass-mediami, propagującymi programy dla dzieci oparte na muzyce Mozarta, rzekomo wpływające na ich rozwój intelektualny.


Należy więc jasno oddzielić mit od prawdy. Na pewno trzeba odrzucić twierdzenie, jako że słuchanie muzyki (nawet takiego kompozytora, jak Mozarta) może podnieść IQ o kilka punktów. Jednakże, nie należy zbyt pochopnie odrzucać tezy o wzroście zdolności kognitywnych. Wiele innych badań wskazuje, że słuchanie muzyki o tak wysokim stopniu harmonii i wewnętrznej organizacji może zwiększać zdolności abstrakcyjnego oraz twórczego myślenia. Jako przykład można wskazać grupę naukowców, którzy przeprowadzali badania we współpracy z lekarzami przeprowadzającymi zabieg kolonoskopii. Według ich badań, grupa lekarzy, która podczas wykonywania zabiegu słuchała muzyki Mozarta, w większym stopniu była podatna na wykrywanie przedrakowych zmian, co w konsekwencji prowadziło do profilaktyki zachorowania na raka jelita grubego. Natomiast w innych badaniach wspomnianej już Rauscher, muzyka Mozarta (i nie żadna inna!) zwiększała zdolności uczenia się i zapamiętywania. Wraz z grupą naukowców z Oshkosh przeprowadziła eksperyment, w którym „dogłębnie” przebadano szczury, wcześniej słuchające sonaty Mozarta. Wyniki jednoznacznie wykazały wyraźnie wyższy poziom kilku genów zaangażowanych w stymulowanie i tworzenie połączeń pomiędzy neuronami w mózgu. Naukowcy zapowiedzieli już, że wyniki tych badań w przyszłości pozwolą im zaprojektować program zabiegów muzykoterapii dla pacjentów chorych na choroby neurodegeneracyjne, takie jak chociażby Alzheimer.

Można się więc zgadzać lub nie z prawdziwością efektu Mozarta. Niewątpliwie, nie można podważyć właściwości muzykoterapii – jej wpływu na psychikę oraz szeroko rozumiane zdrowie fizyczne. A co do cudownych aspektów słuchania Mozarta- należy uzbroić się w cierpliwość i czekać na bardziej dokładne i analityczne badania, które pozwolą jednoznacznie określić zakres jej wpływu na nasz organizm. Jedno jest pewne- o ile nawet muzyka Mozarta nie uczy nas geniuszami, trzeba przyznać że sam geniuszem był. Dlatego mimo wszystko, warto chyba słuchać jego muzyki, choćby tylko z estetycznych powodów. A więc w ramach przyjemności (a i rozwoju „twórczego i abstrakcyjnego myślenia”)- Lacrimosa…